Kiedy koleżanka z pracy zapytała mnie tuż przed zakończeniem roku szkolnego, co planuję w wakacje, odpowiedziałem, że zaraz na początku jadę do C. Uznała to za żart i szczerze się zdziwiła, bo C. kojarzył jej się z powieściami Dąbrowskiej, PRL-em, fajfami i emerytami. Ja jednak jakiś czas temu uległem urokowi tego miejsca i odtąd rokrocznie spędzam w nim parę dni. Nie lubię pośpiechu i snobizmu. W C. jestem zupełnie wyłączony z nieustającego biegu i obaw, że czegoś jeszcze nie zrobiłem, nie dopełniłem czy nie wypełniłem albo że coś musi być zrobione na wczoraj. Ponadto w C. nie czuję się oceniany, oglądany i „ewaluowany” z każdej strony. Tu czas jakby się zatrzymał lub płynie inaczej – takie przynajmniej odnoszę wrażenie.

Jak każdy kurort, uzdrowisko C. ma swoją Aleję Gwiazd. Odlane z brązu tablice wybitnych ludzi wmurowane w promenadę będącą główną arterią spacerową. Tę aleję widziałem wcześniej – w zeszłym roku, ale dopiero teraz przykuła moją uwagę. Idąc wieczorem, dostrzegłem na środku deptaka kilka płonących zniczy. Ktoś ustawił je przy tablicy Ireny Szewińskiej – upamiętniając w ten sposób wybitną sportsmenkę, znaną jeszcze mojemu pokoleniu i pokoleniu moich rodziców. Wtedy dotarło do mnie, że zmarła właściwie przed kilkoma dniami. Musiała bywać w C. i lubić to miejsce. I chyba te płonące znicze spowodowały, że zacząłem uważniej przyglądać się innym płytom. Muzycy, aktorzy, lekarze, sportowcy… Wśród nich – pisarz. Dostrzegłem tytuł książki z charakterystycznym puzonistą i przypomniałem sobie, że główny skwer miasteczka nazwano Skwerem Excentryków…

Inspiracja w sposób oczywisty wypłynęła z tytułu książki. Przypomniałem sobie również, że widziałem film opowiadający historię jazzowego muzyka, który w latach pięćdziesiątych powraca z Anglii do kraju i trafia w gomułkowską rzeczywistość prowincjonalnego miasteczka – gdzie ludzie okazują się wcale nie tacy siermiężni, jakby wydawać się mogło. Film przyciągnął mnie wtedy obsadą wybitnych aktorów pamiętanych jeszcze z dzieciństwa (Zawadzka, Dymna, Pszoniak, Zborowski, Ferency), jego akcja toczy się właśnie w C. Ponieważ spędzałem tu kilka dni wakacji, postanowiłem przeczytać książkę, według której powstał scenariusz. Autor zapewnia zresztą, że wszystkie nazwiska i fakty zmyślił, tylko C. jest prawdziwy. Po księgarni, w której zamierzałem kupić powieść, pozostał jednie szyld. W kilku stoiskach z książkami odniosłem wrażenie, że nikt nie słyszał o Excentrykach, a tym bardziej związku powieści z głównym skwerem miasta. Wreszcie udało mi się ją kupić na stoisku z przecenionymi książkami. Egzemplarz ofoliowany, nigdy nieotwierany. Ekspedientka też zdziwiona, bo przecież nikt wcześniej o to nie pytał! Powieść pochłonąłem – ale tylko dlatego, że są książki, które czyta się tu i teraz. To związek tekstu z genius loci… I jest oczywiście w tej powieści trop nauczycielski – piękna Modesta – nauczycielka języka angielskiego, femme fatale tamtych czasów… No cóż, książkę też napisał nauczyciel…

Roland Maszka