Bratka poznałem jakiś czas temu. Mopowate włosy, spojrzenie – rzekłbym – wymagające i wsparcia, i zastanowienia jednocześnie, i uśmiech, tak wyszyty, że nie sposób się nie uśmiechnąć. W fioletowym kubraczku, o cienkich rączkach i na wiotkich nóżkach zaprezentował mi się w całej swej pacynkowatej osobistości. Żeby nie było wątpliwości – Be widniejące na korpusiku całej tej postaci bezpośrednio miało przypominać, że to Bratek – trochę jakby brat w szkolnej rzeczywistości… Wtedy spoglądałem na niego z dystansu starego belfra, który z uczniami w okresie wczesnoszkolnym dawno przestał mieć do czynienia i nie sądził, by podobna figura dzieci zająć mogła. Tym bardziej dzieci obytych z nowoczesnymi technologiami komputerowymi, telefonią komórkową i siecią…

Wówczas nie doceniłem Bratka, ani piękna szmacianej pacynki w świecie ciekłokrystalicznych ekranów i przewijanych obrazów. To były skutki braku kontaktu z rzeczywistością… Sam przestałem mieć małe dzieci dawno temu i zapomniałem, jak to jest. Ponadto lata pracy z młodzieżą – z uczniami dużo starszymi – uczyniły mnie „znawcą tematu” i rzadko, jeśli nie wcale, zastanawiałem się nad istotą pracy z dziećmi siedmio-, ośmio- czy dziewięcioletnimi, o sześciolatkach nie mówiąc. Zresztą, nad czym się tu zastanawiać? Takie błędy popełnia się niekiedy.

Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy trzy lata temu powróciłem do szkoły podstawowej. Miałem uczyć czwarte i piąte klasy! Wtedy, przyznaję, pojawiła się obawa. Miękkość nóg i refleksja… Czy sobie poradzę? I komu wyrazić swoje obawy? Nie będę oszukiwał i nie powiem, że zrobiłem analizę SWOT i określiłem dobre i złe strony nowych okoliczności. Ale wtedy bardzo poważnie zastanowiłem się nad swoją dotychczasową pracą… Zresztą szybko się okazało, że mam jednak mocne strony i mam co zaproponować dzieciom – a  zaistniała sytuacja tylko to ujawniła i pozwoliła to dostrzec…

Wtedy też zacząłem zauważać to – o czym często zdaje się zapominamy – że mały uczeń rzucony w mechanizm systemu szkolnego nie staje się od razu osobą pobierającą naukę, od której wymaga się i egzekwuje. Pozostaje dzieckiem – bo nie wyrasta ze świata marzeń i zabaw z dnia na dzień. Wtedy również po raz pierwszy zobaczyłem Bratka w szkole.

Stało się to przy okazji ogólnopolskiej kampanii Ja czytam. Byłem jednym z twórców tego projektu, żywo zainteresowanym, jak rzecz sprawdza się w praktyce szkolnej. Uczestniczyłem zatem w spotkaniu dzieci z pisarką. Drugo- i trzecioklasiści pewnej szkoły podstawowej zaprosili autorkę popularnych powieści na klubową dyskusję przy kawie, przygotowały rzeczowe pytania, popisywały się znajomością tekstów… a w kącie sali całej tej kwestii „przyglądał się” Bratek. Wpatrzony w audytorium gałganowatymi oczyma.  Obok pacynki leżało kilka książek, na gazetce wisiały jakieś zdjęcia. Później zauważyłem, że są to zdjęcia czytających dzieci – wśród słuchających siedział Bratek.

To wtedy też – pracując rok w szkole podstawowej – przypomniałem sobie, jak wielką potrzebę identyfikacji z grupą mają małe dzieci. Jak mechanizm grupowy wpływa na zachowania. Jak ujawnione mankamenty i słabości powodują wycofywanie się i są podłożem wykluczenia… Nie było w tym może nic odkrywczego, odkryciem stała się natomiast pacynka. Dzieci chętnie spotykały się z nią. Zbierały się w kąciku Bratka, by mu poczytać. Czytał każdy, bez względu na biegłość – Bratek przecież nikogo nie krytykował i nie poprawiał… Kiedy słuchał, słuchanie to pozostawało poza oceną – to była jego siła…

Teraz widzę Bratka, który mówi. Z etapu słuchania przeszedł do działania.

Przyznaję, chwyt – stary jak świat. Ale jak działa! Jest jakaś moc w zabawkach. Bratek powstrzyma złe myśli, powie to, co każdy chciałby usłyszeć: że ma walory, że jest w czymś dobry, że każdy ma tę mocną stronę… Oglądając edukacyjny filmik kampanii Mamy mocne strony, uśmiecham się. Przypuszczam, jak zareagują dzieci. Tworzę wirtualny scenariusz rozmowy wokół sfilmowanego dialogu kilku pacynek… Bawię się przy tym doskonale, bo wydaje mi się, że w głosie jednej z nich rozpoznaję twórczynię Bratka. I zastanawia mnie, dlaczego – kiedy oglądam ostatnio z grupą uczniów siedzibę Telewizji Polskiej na Woronicza w Warszawie – robię telefonem komórkowym zdjęcie Jacka i Agatki, pacynek mojego dzieciństwa…  

Roland Maszka