Łukasz, uczeń klasy I, ćwiczył czytanie z elementarza. Powoli, rytmicznie i wyraźnie skandował, sylabizując odczytywany tekst:
 „A-tam-Mi-rek. Mi-rek-ma-ta-ta-rak”. Nagle przerwał i mruknął do siebie: „E, już mi się nie chce tak czytać”. I ruszył dalej płynnie z elegancką prozodyką i modulacją głosu: „Raki mokre i tatarak mokry. Romek mokry i tatarak mokry”.1
 

W praktyce szkoły angielskiej, podobnie jak i u nas, jest taki zwyczaj, że zanim dziecko rozpocznie regularną naukę, jest diagnozowane. Elementem tej diagnozy jest określenie poziomu umiejętności czytania. Na tym jednak podobieństwo się kończy. Bo po tym etapie w polskiej szkole, niezależnie od zdiagnozowanego na wstępie poziomu czytania, wszystkie dzieci zaczynają się uczyć liter, następnie łączyć je w sylaby, potem sylaby w wyrazy itd. Tymczasem w szkole angielskiej nauczyciel nie wpisze dziecku z opanowaną umiejętnością czytania, że na zajęciach poznawał litery „a” i „m” oraz uczył się tworzyć sylaby otwarte. Wyglądałoby to dość zabawnie, żeby nie powiedzieć – nieprofesjonalnie.

Jedną z konsekwencji takiego niezindywidualizowanego postępowania jest wywołanie zamieszania w głowie dziecka. Zaczyna ono myśleć, że to, czego nauczyło się dotąd, jest drugorzędne wobec tego, czego uczy się obecnie w szkole. Wzorzec szkolny jest dla niego wyrocznią, dlatego prawdziwe czytanie zamienia w czytanie „po szkolnemu”. Stąd już tylko krok do uznania czytania w ogóle za szkolny rytuał. „W odczuciu dziecka kontakt z książką traci w szkole «naturalne» właściwości i «naturalny» sens. Staje się czynnością podlegającą odrębnym regułom, mającą swoje źródła i zastosowanie wyłącznie w rzeczywistości szkolnej. Czytanie zaczyna się jawić jako nudnawa czynność zbiorowa, gdy wszyscy czytają te same, z reguły mało zajmujące teksty, zachowując jednakowe myśli na temat poznawanej treści”.2

Wracając do Łukasza – jak rozdwojony model czytania wpłynie na jego zamiłowanie do książek? Która rzeczywistość zwycięży? Czytanie prawdziwe, kojarzące się z przyjemnością i wypiekami na twarzy, czy to „szkolne”, związane z koniecznością, nudą i sztucznością? Ja wierzę, że Łukasz spotka takiego nauczyciela, który roznieci w nim ogień prawdziwej pasji, jaką jest czytelnictwo.

Jak zwykle zapraszamy Was do dzielenia się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami na naszym facebookowym profilu. Nieśmiało liczymy na to, że macie inne zdanie i inne doświadczenia w tej kwestii.

 

1. D. Klus-Stańska, M. Nowicka, Sensy i bezsensy edukacji wczesnoszkolnej, Gdańsk 2014.
2. Tamże.