Jakiś czas temu przy omawianiu pewnego tekstu (wiersz Staffa) wynikł problem cnoty. Nie jako terminu, ale jako koncepcji. Trudność nie przejawiała się w rozumieniu znaczenia wyrazu, ale w zdefiniowaniu samego pojęcia. Przeważnie wymieniano cechy z cnotą kojarzone: odwagę, skromność, roztropność, uczciwość, pracowitość, cierpliwość, lojalność… Ale te pochodne cnót kardynalnych, gdzieś głęboko zakorzenionych w naturze ludzkiej: odczytywane bywały na równi ze zwykłymi przymiotami i wymieniane jako katalog zalet, które dziś charakteryzują człowieka, jutro nie muszą się do niego odnosić… Nic dziwnego, zaduma nad cnotą ograniczana jest czasem lekcji. Niewielu uczniów odczytywało cnotę jako „moralny zawias”, pewną stałą sprawność do czynienia dobra i gotowość do spełnienia obowiązku… Myśl Sokratesa i Arystotelesa przeniknęła jednak do niektórych wypowiedzi, bo nazwano ją w końcu tym, co w człowieku dobre i piękne jednocześnie…

Ciekawe czy, trudność z rozumieniem cnoty ujawni się również po tegorocznym egzaminie maturalnym z języka polskiego i przełoży się na uczniowskie interpretacje. Na poziomie rozszerzonym zaproponowano dwa teksty poetyckie do analizy porównawczej – Obraz cnoty Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz wiersz Zbigniewa Herberta Pan Cogito o cnocie.

Oba teksty, zbudowane na „ironicznym koncepcie”, mogą być pułapką interpretacyjną, dla tych, którzy cnotę odczytują na poziomie katalogu cech. Greckie areté czy chrześcijańska cnota to jednak coś więcej niż cecha… I jeżeli wiersze z maturalnego zadania odnoszą się do moralnej kondycji współczesnego człowieka i w ironiczny sposób ujawniają degradację etyki cnót, to może rzeczywiście współczesny cnotliwy jest trupem, a cnota zgorszoną dewotką lub starą panną, która nie idzie z duchem czasu? 

Roland Maszka