(oprac. Roland Maszka) 

Gimnazjalistka zwraca się do swojej wychowawczyni: „Czy mogłaby pani porozmawiać w mojej sprawie z panią od chemii, chodzi o poprawę ocen?”. Wychowawczyni otwiera dziennik – obok dwóch jedynek, które widziała ostatnio w rubryce tej uczennicy, pojawiły się jeszcze dwie (w tym jedna z wykrzyknikiem). Nie wygląda to dobrze, ale do końca roku szkolnego jest półtora miesiąca… Może uczennica poprawi część ocen i wyjdzie z impasu…

Wychowawczyni udaje się do koleżanki uczącej chemii. Rozmawia. Właściwie próbuje rozmawiać, bo kiedy pada nazwisko uczennicy, słyszy, że nie ma o czym mówić. Dziewczyna nie uczy się, nie robi nic, a do tego nie przychodzi na większość lekcji. Koleżanka od chemii nie widzi nadziei, będzie jedynka, tym razem się nie ugnie. Uległa w pierwszej klasie, uległa w drugiej, a w trzeciej – nie zamierza ulec. Pada przy tym lista przewinień uczennicy. Będzie miała poprawkę, o ile w ogóle będzie klasyfikowana! Wychowawczyni na razie wycofuje się, być może trafiła na niewłaściwy moment… 

Zwracam uwagę na tak zwaną kategoryczność nauczycielskich wypowiedzi, niedopuszczające sprzeciwu stwierdzenia – w istocie jedną z bolączek naszego zawodu. Rzeczywiście jest tak, że przed półroczem czy w końcu roku szkolnego część uczniów ma kłopoty z ocenami, często słabe noty wynikają z ich minimalizmu lub nieuczenia się w ogóle, często przyczyny są o wiele bardziej złożone, ale z dużym prawdopodobieństwem jesteśmy w stanie przewidzieć stopień końcowy. Czy jednak półtora miesiąca przed zakończeniem roku szkolnego to nie za wcześnie na ferowanie ostatecznych wyroków (nawet gdyby miały być skazujące)? Jeżeli taką informację słyszy wspomniana wyżej wychowawczyni – to może ją potraktować jako nieoficjalną i hermetyczną, bo pojawiła się w rozmowie w kuluarach, bo była to jednak wymiana zdań między koleżankami. Gorzej, gdy takie słowa i w takiej formie docierają do ucznia lub rodzica. Czy uczeń rzeczywiście powinien słyszeć o beznadziejności swojej sytuacji albo o tym, że nauczyciel nie widzi szans? Czy taka informacja powinna docierać do rodzica? Na półtora miesiąca przed końcem roku szkolnego warto ucznia zmotywować, wprowadzić kategorię „szansy”, bo nic bardziej nie motywuje niż przekonanie, że w sytuacji złej nie jesteśmy sami, że uczeń jest ze swoim nauczycielem, który wyciąga rękę mimo wszystko, mimo iż go uczeń zawiódł, bo nie wypełniał obowiązków, nie uczył się… Rzecz jasna nie chodzi tu o tworzenie atmosfery złudnej nadziei – lecz o taką rozmowę z uczniem, by jednak jej nie tracił, mając poczucie błędów, i nie poddawał się. 

Nie jest to możliwe, gdy na siedem tygodni przed wystawieniem ostatecznych ocen uczeń dowie się, że nauczyciel nie widzi możliwości poprawy. Piszę o tym dlatego, że rozmaicie bywa z ocenami niedostatecznymi na koniec roku szkolnego: niektóre znikają, choć powinny pozostać, inne pozostają, choć tak niewiele brakowało do ich poprawienia. Zawsze są jednak dramatem i dla ucznia, i dla rodzica, a także dla nauczyciela…