Czy "Podróż za jeden uśmiech" to dobry film dla współczesnych dzieciaków?
25/07/2014(Roland Maszka)
Tuż przed wakacjami usłyszałem pytanie: Czy można pokazać piątej klasie Podróż za jeden uśmiech? Przypomniałem sobie serial, który oglądałem w dzieciństwie, i bez wahania odpowiedziałem: tak. Potem jednak dopadła mnie refleksja. Może jednak nie spieszyć się z tak kategoryczną odpowiedzią?
W czasach, w których powstała Podróż, walorem filmów dla dzieci i młodzieży było niezwykle sugestywne i realistyczne aktorstwo rówieśników. W filmach grali bowiem moi rówieśnicy – zatem aktorzy byli jakby wywołani do odpowiedzi z klasy do filmu… Jednak dziś, oglądając filmy sprzed lat, i to z perspektywy nie tylko czasu, lecz także doświadczenia zawodowego, nie mogę oprzeć się belferskim uwagom. Dwóch dwunastoletnich chłopców ma udać się z Krakowa do matek wypoczywających na Helu. Problem w tym, że nie ma kto chłopców odwieźć: ojcowie w pracy, a ciotka, której opiece chłopców powierzono, wybiera randkę – zostawia chłopcom pieniądze na podróż pociągiem, wierząc, że poradzą sobie sami… Zatem już w pierwszych minutach filmu widz styka się ze światem dorosłych zupełnie wyalienowanych z rodzicielskiej i prawnej odpowiedzialności…
ZADZIWIAJĄCE ZACHOWANIA DOROSŁYCH
Ostatecznie chłopcy (Poldek i Duduś) zapominają pieniędzy na bilety i wpadają na pomysł podróżowania na Hel autostopem. Te zadziwiające zachowania dorosłych będą również później zastanawiać widza-belfra. Kierowcy zabierają dwunastolatków do szoferek, na platformy ciężarówek, do wozów meblowych, a nawet do chłodni rybnych. Studenci dają chłopcom dobre rady w rodzaju: lepiej wracajcie do domu, a nauczycielka zaprasza ich na kolonię, gdzie wieczorem dzieci bez opieki dorosłych pływają kajakiem po rzece, a kierownik kolonii daje im nocleg i poleca zgłosić się rano. Padają co prawda pytania, czy aby nie uciekli z domu, ale w odpowiedzi małych autostopowiczów jakoś nikt głębiej nie wnika. Nawet milicjanci – klasycznie – występują w roli dobrodusznych funkcjonariuszy, nieszkodliwych idiotów, którzy nie bardzo wiedzą, kogo szukają, a jak już znajdują, to nieważne kogo, ważne, by liczba się zgadzała: miało być dwóch – jest jeden, więc to nie może być ten poszukiwany…
Wreszcie pojawia się dorosła – królowa autostopu – jak się później okazuje znajoma rodziców, działająca w porozumieniu z nimi i milicją – która bierze chłopców pod swoją opiekę. Gubi ich jednak dwa razy i w gruncie rzeczy jej opieka jest iluzoryczna. Rodzice chłopców odpoczywają w tym czasie nad morzem lub wykonują odpowiedzialną pracę w państwowych kombinatach… Wszyscy są zadowoleni… Dzisiaj zapewne zniknięciem chłopców i rolą ich rodziców zainteresowałby się prokurator…
ŚWIAT ŻYCZLIWYCH LUDZI
Oczywiście, świat ukazany w filmie jest światem z odbicia w krzywym zwierciadle, ale wykrzywienie to zmierza raczej w kierunku pokazania rzeczywistości szczęśliwego kraju, w którym piękno przyrody i uroki wsi łączą się z dostatkiem i cywilizacyjnym dobrobytem normalnego europejskiego kraju. Jest to też świat ludzi życzliwych i nowoczesnych. A z wielu wypowiedzi Dudusia wynika, jak solidne podstawy edukacyjne daje mu szkoła i dom. Autorytet rodziców i babci, pani w szkole, respekt dla przedstawicieli władzy, szacunek dla dorosłych, a przede wszystkim zaufanie do nich – to główne wyznaczniki postaw Poldka i Dudusia.
Walory wychowawcze odnajdziemy również w tworzącej się braterskiej więzi między chłopcami, których sylwetki skontrastowano typowo: równy chłopak i laluś, dżinsy i garnitur, plecak i walizka, praktyka i teoria, pragmatyzm i idealizm. Ale tak jak lalusiowaty Duduś uczy się życiowego pragmatyzmu od Poldka, tak Poldek liczy się z wiedzą i głosem rozsądku Dudusia… I choć dla Poldka Duduś jest zakałą rodziny, a Poldek dla Dudusia jej kompromitacją, to jednak w ostatecznym rozrachunku – w sytuacjach ekstremalnych – chłopcy stają za sobą murem.
TELEFON BEZ DRUTU? NIE FANTAZJUJ!
Czy jednak współczesny uczeń szkoły podstawowej jest w stanie pojąć świat istniejący w filmie? Co prawda Adam Bahdaj, który napisał scenariusz filmu na podstawie własnych powieści (Podróż za jeden uśmiech, Kapelusz za sto tysięcy), nie jest pisarzem obecnym w podstawie programowej szkoły podstawowej czy gimnazjum, ale podstawa programowa nie wyklucza omówienia którejś z jego książek (np. Telemach w dżinsach). Jednak dla współczesnego młodego widza percepcja filmu opartego na książce z innej epoki wymaga moim zdaniem pewnego wprowadzenia. Kiedy zdesperowany Duduś ubolewa, że nie może powiadomić rodziców o swojej sytuacji, Poldek mówi z irytacją: „Co może mam ci dać telefon bez drutu?!”, na co Duduś odpowiada: „Nie fantazjuj.”. Tego dialogu, jak również wielu innych, współczesny uczeń może już nie rozumieć. Świat listów, depesz, zamawianych rozmów międzymiastowych z kabiny pocztowej odszedł w niepamięć, tak jak w niepamięć chyba odszedł świat bezpiecznego autostopu i biwaków rozbijanych wszędzie, a także dorosłych, którzy wysadzają chłopców przy drodze prowadzącej nie wiadomo dokąd lub zamykają ich w celi dla jakiejś wychowawczej profilaktyki (tu wiele do powiedzenia miałby psycholog).
Niemniej jednak warto ten film polecić – nie dlatego, by zapoznać ucznia z idyllicznym światem peerelowskiej ojczyzny (choć ten aspekt też jest ciekawy ze względu na mitologizację socjalizmu), ale ze względu na życiowy praktycyzm, który film proponuje. Szkoła współczesna, która taki praktycyzm propaguje w postaci hasła: uczmy wykorzystywać wiedzę w praktyce, ma z tym kłopoty. Tymczasem babcia pakuje Dudusiowi do walizki Atlas grzybów leśnych, tak na wszelki wypadek, a Duduś udziela lekcji Poldkowi: „Chcesz zbierać grzyby, a nie wiesz, jak się rozmnażają?”, „A co grzyby obchodzi, czy ja to wiem” – odpowiada Poldek.