Książka niekoniecznie na wakacje. Obraz nauczyciela w literaturze – Wiesław Myśliwski "Ostatnie rozdanie"
25/07/2014(Roland Maszka)
Bohater nowej książki Wiesława Myśliwskiego (Ostatnie rozdanie) większą część fabularnego czasu powieści wertuje notes, w którym przez lata zapisywał nazwiska, adresy i telefony. Teraz, u schyłku życia robi rozrachunek z przeszłością, przewraca kartki i wystawia na próbę swą pamięć: kogo wykreślić, kogo ocalić przed niepamięcią.
Czynność ta pochłania go w równej mierze co czytelnika – bo ten ostatni od pierwszego zdania książki domyśla się, że notes jest tylko pretekstem do ujawnienia wspomnień, przeżyć i refleksji człowieka, który stopniowo odsłania swoją przeszłość. Ale odsłania ją tak, jak pokerzysta odsłania karty – tylko te, na które pozwala mu gra.
Bohater potraktowany figuralnie ogniskuje wszystko, co o rzeczywistości i o człowieku chce powiedzieć autor. Bez moralizowania czy zbędnego pouczania. Czytelnik śledzi więc losy człowieka – niedoszłego artysty terminującego u krawca, komiwojażera, trochę filozofa, szefa dobrze prosperującej firmy – na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci: od końca okupacji do transformacji ustrojowej. Los powiązany tkanką przypadków albo przeznaczenia? Książka Myśliwskiego to album zdarzeń ujętych w formie szkatułkowej fabuły. Jeden epizod z tego albumu autor poświęca nauczycielom. Otóż bohater znajduje się w zatłoczonym pociągu, stoi na jednej nodze, ponieważ korytarz wagonu po brzegi wypełniony jest handlarzami, pionierami wolnego rynku – rzecz dzieje się prawdopodobnie w czasach, kiedy Polacy uwolnieni od peerelowskich ograniczeń otrzymują paszporty i mogą swobodnie poruszać się przynajmniej po dworcach niektórych europejskich stolic. Jeden kurs wówczas pozwala na przyzwoity zarobek.
Kreśląc scenę w pociągu, Myśliwski dokonuje destylacji tamtej rzeczywistości, w której przedostanie się przez zatłoczony korytarz do ubikacji jest wyczynem niemalże akrobatycznym… Nasz bohater zwraca uwagę na kobietę, która z groteskową troskliwością dba o „komfort” głowy śpiącego na podłodze męża. Kobieta mówi do śpiącego mężczyzny, jakby zwracała się do dziecka (głowa spoczywa na stopie naszego bohatera), a czytelnik przeczuwa, że jej zachowanie, język, sposób, w jaki zwraca się do śpiącego, nie przystają do sytuacji. Nasz bohater ocenia ją jako kasjerkę w sklepie lub na poczcie, może w teatrze… Zmylony banalną, zawiązaną pod brodą chustką i zaniedbaniem, wynikającym z kilkudniowego pobytu w podróży, dostrzega jednak przytłumione walory urody i wdaje się w rozmowę… Otóż okazuje się, że ta dziwna para to małżeństwo pedagogów – on jest matematykiem, ona – nauczycielką języka angielskiego. Dlaczego są w takiej podróży? Nauczycielskie pensje! „Skromnie żyjąc, z trudem można się utrzymać. Ciągle się pożycza, oddaje, pożycza, oddaje.” Brak własnego mieszkania… Młoda, dość ładna, ale przytłumiona niedostatkiem i dojmującą rzeczywistością nauczycielskiej pozycji społecznej kobieta i jej mąż. Wiedza śpiąca na bucie komiwojażera, wykształcenie wyższe o spieczonych ustach w wielodniowej podróży za chlebem… Myśliwski scenę tę konkluduje refleksją wygłoszoną słowami bohatera: „Rozumiem, proszę się nie tłumaczyć. To jest bezwstyd wszystkich ustrojów i wszystkich rządów. Nauczyciel powinien mieć najwyższą pensję w państwie.” Dialog toczy się dalej. Nauczycielka i przypadkowy podróżny w absurdalnych okolicznościach rozmawiają o absurdzie życia. Rozmowa bez znaczenia, a jednak o fundamentalnych kwestiach. „Dla życia jesteśmy tylko pionkami w jego grze. Lecz jaka to gra, o co gra, nie wiemy.” Bo często jest tak, że osobistą refleksję ujawniamy nagle przypadkowym rozmówcom, gdyż wiemy, że więcej ich nie spotkamy. Nauczycielka zaintrygowana tym, co usłyszała, daje wizytówkę naszemu bohaterowi. On jednak, biorąc ją, wie, że nigdy nie odwiedzi małżeństwa nauczycieli… Czy można mu się dziwić?
Przypominając sobie scenę z pociągu, zastanawiam się nad kondycją zawodu nauczyciela w ogóle. Refleksja bohatera wypowiedziana z grzeczności czy z przekonania? Nauczyciel niby jest szanowany, budzi jednak uśmiech i ton lekkiego pobłażania… Nie oceniam pozycji społecznej ani zarobków nauczycieli. Daleki też jestem od utyskiwania. Bowiem ten, kto jest związany z zawodem nauczyciela, wie, że kroci na tym zarobić się nie da. (Chyba że ktoś udaje, że pracuje…) A i u samych nauczycieli rozmowy o profanum pensji należy wyraźnie oddzielić od sacrum pracy. Całkiem niedawno przy okazji dzielenia się uwagami na temat nauczycielskich poborów nie tylko w czasach przywołanych przez Myśliwskiego, lecz także współcześnie, usłyszałem, że nikt przecież nauczycielem nie kazał mi być… Znamienite, że uwagę tę wypowiedziała nauczycielka – osoba samotna, niezamężna, bezdzietna, żyjąca w domu postawionym przed laty przez ojca… Pięćdziesiąt wiosen przekroczyła już dawno i udziela rad młodym nauczycielom i uczniom… W historię z pociągu nie wierzy w ogóle…