(oprac. Roland Maszka

)

Jest coś nostalgicznego w końcu wakacji. Dni coraz krótsze, wieczory coraz chłodniejsze i zieleń coraz ciemniejsza… A może chodzi o pożegnania i o czas, który upłynął nie wiadomo kiedy… Wakacje to okres rozproszenia – wyjeżdżamy, robimy oddech od codzienności, poznajemy nowych ludzi albo zaszywamy się w swoich miejscach – w domku na wsi, na działce… Jeśli mamy urlop! A potem wracamy do tej samej znanej codzienności.

Dla uczniów koniec wakacji to czas myślenia o powrocie do obowiązków szkolnych. Najczęściej deklarują chęć pozostania dłużej na wakacjach, choć w istocie znaczna część cieszy się z powrotu do szkoły. Znam takich, którzy nawet czekają z niecierpliwością na pierwszy dzwonek, by już po paru tygodniach znowu tęsknić za wolnym… Podobnie jest z nauczycielami. Chyba tęsknią za pracą, ale już po krótkim czasie odliczają dni do kolejnych wakacji… Myślę tu, oczywiście, o sytuacji nauczycieli o pełnej stabilizacji zawodowej, dla których wakacje są powtarzającym się elementem cyklu, nie zaś o tych, dla których miejsce pracy po roku szkolnym stanie się niewiadomą albo pracy dla nich w ogóle nie będzie… No właśnie. Czy zawsze po wakacjach wracamy do tej samej szkoły? Nikt dwa razy nie wchodzi do tej samej rzeki. Wracamy bogatsi o doświadczenie – i uczniowie, i nauczyciele…

W dorosłości nie ma wakacji…

Stanisław Jędryka, który w latach siedemdziesiątych kończył realizację filmu nakręconego na podstawie książki Domagalika, starał się chyba tę prawdę o wadze doświadczenia w życiu dojrzewającego człowieka ujawnić. W dorosłości wakacji nie ma. Bo nie można zwolnić się z obowiązku i odpowiedzialności… Kiedy dzisiaj, po latach, ponownie oglądam Koniec wakacji,nostalgia wzmaga się. Nie dlatego, że tęskniłbym za biało-granatowym strojem galowym i fartuchami z kołnierzykiem (chociaż może!) albo pragnąłbym powrotu tej unifikacji, która ludzi czyniła podobnymi do siebie, bez większych dysproporcji ekonomicznych. Ale dlatego, że sam pamiętam industrialne krajobrazy kominów i łąk, wielkie zakłady pracy i powracających z nich ludzi, z których każdy pracę miał. I dorosłych, którzy wtedy wydawali się inni, bo reagowali, gdy komuś działa się krzywda, nawet wtedy, gdy tego kogoś nie znali. Koniec wakacji ma swój klimat – ludzi o twarzach doświadczonych i słowach wyważonych (ojciec Jurka i jego dziadek), pejzaże, takie, że „od samego patrzenia można się pobrudzić”, problemy, które wcale nie wydają się przebrzmiałe, a oprawę mają solidną – bliską prawdy i społecznego krwiobiegu, bez zbędnej woltyżerki albo naiwnej cukierkowatości. Jest to poza tym film mądrych spostrzeżeń i niebanalnych dialogów, gdzie rozmowa syna z ojcem czy wnuka z dziadkiem, a nawet rozmowa chłopca z dziewczyną jest rozmową prawdziwą, a nie popisem słownej ekwilibrystyki albo poszukiwaniem efektu.

Dobry czy zły dom? Jakie kryterium przyjąć?

„Powiedz mi, jak to jest?” – pyta mnie kolega. – „Uczeń, z którym zawsze miałem zatargi i sprawiał problemy, kłania mi się z daleka (wiesz co to za dom!), nawet po latach? A panienka – dobra uczennica, udaje, że mnie nie zna i odwraca głowę na ulicy?” Tak się zdarza i tak jest. Ci, którzy uczą, wiedzą. Dlaczego? Kwestia wychowania? Ale przecież panienka, dobra uczennica, była z dobrego domu… No właśnie. Dobry czy zły dom? Jakie kryterium przyjąć? Dlaczego odwracamy głowę? Jest w Końcu wakacji niejedna taka scena ujawniająca mechanizm zachowań w języku zrozumiałym dla każdego. Rozpoczęły się wakacje. Bohater filmu, piętnastoletni Jurek, przejęty chorobą swojego nauczyciela i wychowawcy, prosi koleżankę z klasy o pomoc. Nauczyciel jest poważnie chory, prawie nieprzytomny. Dziewczyna ma ugotować mu coś do jedzenia. Nauczyciel był też jej wychowawcą. Ona sama z siebie może by pomogła. Waha się. Ale wszelkie wątpliwości rozwiewa jej matka. Nigdzie nie pójdziesz! Nie masz się czym przejmować, nie jesteś już jego uczennicą! Pouczające, prawdziwe i smutne. Parasol (chory pedagog), jak to wychowawca, uprosił nauczycieli, z litości postawili trójki, przepuścili ją… – komentuje całą sytuację Jurek. –  Widzisz jak to jest…! Samotność starego nikomu niepotrzebnego człowieka. Potem Parasol umiera w zasadzie niezauważony, chociaż otoczony tymi, których uczył. To doświadczenie śmierci staje się udziałem piętnastoletniego bohatera i jest równie dojmujące jak miłość, którą przeżywa i której nie rozumie. Jak pierwsze odkrycia z dziedziny hipokryzji i słabości świata dorosłych: prawda o matce, kochającej innego mężczyznę – nie ojca…, o ojcu, który udaje sam przed sobą i nie ma odwagi powiedzieć tego synowi… Bezsilności nauczycieli wobec cynizmu i brutalnej siły…  Dlatego Koniec wakacji to film mądry – tu nie ma gotowych rozwiązań, są natomiast sprawy, które mogłyby być udziałem każdego młodego człowieka i każdego dorosłego.

Dzisiejszy piętnastolatek? Równie zagubiony…

Oglądając film, z pewnym zdumieniem dostrzegałem analogie do obecnych zachowań szkolnych. Dziewczęta, które „mierzą się” wzrokiem – dokonując oceny i „oszacowania” wartości przeciwniczki do względów o kolegę – bo przecież i o takiej rywalizacji, doświadczeniu kokieterii i zabawy uczuciami jest ten film… Lęku i wstydu przed okazywaniem uczuć subtelnych i czystych. Leku pokrywanego złością i arogancją… Bezsilności słabszych wobec silnych. Istnienie oficjalnego świata i języka lekcji i uroczystości szkolnych oraz nieoficjalnego świata i języka przerwy. Film rozpoczyna się mocną sceną poniżania słabszego: grupa chłopców podczas trwania szkolnej akademii zastrasza w ubikacji słabszego kolegę, obcinając mu włosy (były to czasy długich włosów i gitowców). Nie ma w tej scenie nic z prostackiej brutalności, jest spora dawka cynizmu i znaczącego dialogu… Upływ czasu nie odebrał jej siły wyrazu… Nauczyciel, który widzi, co się stało – nie interweniuje. Nie ma świadków zdarzenia. „Dlaczego nie powiedziałeś? Przestań się ich wreszcie bać” – mówi piętnastoletni bohater filmu, zarówno do poniżonego chłopca, jak i innego, który widział zdarzenie. Scena ta pokazuje, jak silna bywa solidarność oparta na strachu i wstydzie. I jaką cenę ponosi odwaga, która się temu przeciwstawia. Jeśli miałbym polecić film współczesnemu piętnastolatkowi czy widzowi starszemu, bez obaw powiedziałbym: tak. Wszystko to, z czym musi uporać się dojrzewający piętnastolatek, to „koniec wakacji” – wyjście z beztroskiego dzieciństwa w poważną dorosłość. I wszystko to, z czym musi mierzyć się dorosły, dla którego wakacje dawno się skończyły.    

*Roland Maszka. Polonista. Absolwent gedanistyki. Współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.