(autor: Roland Maszka)

Park. Nad stawem wzdłuż alejki ustawiono ławki. Na jednej z nich siedzi starsza pani. Grupa młodzieńców idących alejką zatrzymuje się obok siedzącej. Jeden z nich zwraca się do kobiety: „Dzień dobry, pani. Czy nie moglibyśmy panią na moment przeprosić?” – „A czy nie macie innej ławki?” – odpowiada poirytowana starsza pani. „Dosłownie na moment” – prosi młodzieniec. Kobieta wstaje. Młodzi ludzie bezceremonialnie chwytają ławkę i… raz, i dwa… ławka frunie przez chwilę i ląduje w stawie…

Fragment z filmu Stawiam na Tolka Banana – scena karygodnego zachowania i wandalizmu, zwłaszcza że wcześniej ci sami młodzieńcy tłukli parkowe latarnie, deptali i łamali zieleńce… W zasadzie nic ciekawego ani nowego, tym bardziej że współczesne kino do wandalizmu i patologicznych zachowań nas przyzwyczaiło – i to nie tylko do takich. To, co jest ciekawe w tej scenie, to reakcja starszej pani. Otóż oburzona zachowaniem chłopców krzyczy: „Jak wy się zachowujecie?!! Jak was w szkole wychowują?!!” No właśnie, jak wychowuje współczesna szkoła? Jak wychowywała dawna? I czy w ogóle wychowuje? Kogo obciąża się odpowiedzialnością za wychowanie?

Młodzież trudna – kiedyś i dziś

Przeważnie w sytuacjach kryzysowych, to znaczy takich, w których dziecko ulega zachowaniom spoza normy albo wręcz patologiom, rodzice poszukują winy w szkole, a szkoła… w rodzicach. Oczywiście, to duże uproszczenie – ale mówimy pewnym stereotypie, a nie o szczegółach. To się chyba nie zmieniło od tamtych czasów – i ten stereotyp ukazuje scena z filmu. Scena ta ujawnia również ideę państwa, które „wychowuje” swoich obywateli poprzez instytucje, ponieważ dom takiego wychowania nie zapewnia. Dlatego starsza pani tak głośno przywołuje autorytet szkoły. A co z domem rodzinnym? W tym filmie są to albo domy alkoholików, rozbitych małżeństw i lumpenproletariatu, albo domy konformistów, którzy płacą za lekcje i wymagają…  No właśnie, miejsca na zwyczajny dom tu nie znajdziemy. A może taki właśnie obraz był zwyczajnością lat 70. Adam Bahdaj, który napisał scenariusz filmu na podstawie własnej książki (Stawiam na Tolka Banana), często podejmuje w swych tekstach dla młodego czytelnika problematykę tzw. młodzieży trudnej. Jak bardzo jest to dzisiaj anachroniczny obraz oceni ten, kto zdecyduje się przypomnieć sobie film. Chociaż osnowa problemu nie zmieniła się: chłopiec, którego matka boryka się z alkoholizmem męża, niedostatkiem – żeby nie powiedzieć – biedą (słynna scena, w której Cegiełka odkraja sobie kromkę chleba do kilku skwarek, bo tylko to jest w domu); albo wychowanek domu dziecka, który zarabia na życie grą na skrzypcach wraz ze swym niewidomym opiekunem – w zasadzie nie wiadomo kim; dziewczynka, dla której samotna matka musi brać kolejne dyżury w dalekobieżnych pociągach. Dzieci starych zaniedbanych dzielnic albo anonimatu blokowisk. Jest też bohater z tzw. dobrego domu – luksusowej dzielnicy, syn prominentnego inżyniera pracującego gdzieś w Maroko. Przestronna obsługiwana przez służącą willa, lekcje tenisa, znajomość języków obcych – to w peerelowskiej rzeczywistości była „górna półka”. Chłopiec nie pasuje do patologicznej grupy rówieśniczej. Ale jednak chce w niej być. Może zmęczony dobrobytem i nieustanną nieobecnością grającej w brydża matki szuka czegoś nowego. Zresztą z problemami i pytaniami zwraca się przeważnie do służącej – pani Teci. Zatem film podejmuje typową, ważną i aktualną i dziś problematykę. Tyle że socjalistyczny kostium nie daje się dopasować już do czasów współczesnych. Kiedy pomyślę o podwórkowych zabawach tamtych czasów, nieznających integracji Facebooka i sieciowego dialogu po nocach. Czasów papierowych gazet czytanych codziennie… Czasów, w których dzieci nie musiały zaliczać obowiązkowych projektów edukacyjnych i uczyć się współpracy w grupie, gdyż same organizowały sobie zabawę. To w zasadniczy sposób pokazuje film. Grupa pozbawionych możliwości wyjazdu na wakacje rówieśników próbuje sama się zorganizować. Mają pomysł na wyjście z nudy i monotonii codzienności.  Zakładają „mafię” i postanawiają porwać (dla okupu) syna ambasadora – ale pomyłkowo porywają innego, wspomnianego wyżej, chłopca z tzw. dobrego domu. Klasyczna antynomia: patologia i dobre wychowanie.  Służy tu chyba pokazaniu, że oba światy mają swoje jasne i ciemne strony…

Jakie wartości łączą grupę?

Dzieci z warszawskiej Pragi uczą gogusia z dobrej dzielnicy, czym jest koleżeństwo, odpowiedzialność i przyjaźń. Nad nieformalną grupą pieczę trzyma chłopiec podający się za Tolka Banana – uciekiniera z poprawczaka, o którym głośno w gazetach, a którego milicja poszukuje od miesięcy. Dla naszych bohaterów jest to oczywiście k t o ś. Tolek staje się idolem „trudnej młodzieży”. Jest starszy, większy, silniejszy, niczego się nie boi, a przede wszystkim sypie z rękawa pomysłami. Mafia nie ma czasu się nudzić czy myśleć o „obrobieniu kiosku”. Dorosły widz od razu podejrzewa tu mistyfikację. To „złodziej tożsamości”, no i zbyt często w sytuacjach znaczących pojawia się bohaterka – dorosła – pani z opieki społecznej, ale film obliczony na dziecięcego widza wciągał i nikt z młodych widzów w tamtych czasach oszustwa nie zakładał, nawet wtedy, gdy milicja dwukrotnie jakimś dziwnym trafem wypuszcza chłopca, którego od miesięcy szuka. No cóż, wiara grupy jest większa niż rozsądek: szef może wszystko. Ten film, choć anachroniczny, w bardzo przejrzysty sposób pokazuje, jakie wartości łączą grupę. Koleżeństwo, odpowiedzialność, przyjaźń, umiejętność współpracy i zespołowego działania (jeden za wszystkich, wszyscy za jednego). Dla współczesnych dzieci sprzed monitorów i tabletów te wartości wydają się już nie tak ważne (stąd być może również idea projektów edukacyjnych). Miej honor i ambicję – mówi filmowy Cegiełka, dla którego honor to istotna wartość. Ciekawe, ale kiedy pytam współczesnych gimnazjalistów, czym jest honor, niewielu odpowiada trafnie. Uczniowie raczej czują niż wiedzą… Czują, czym jest poczucie godności osobistej, gorzej z odniesieniem do przykładów, które mogłyby być egzemplifikacją pojęcia. Film Stanisława Jędryki omawia takie pojęcia na konkretach i to jest chyba jego podstawowa wartość…

Na zło trzeba reagować

Wartością tego serialu może być paradoksalnie również jego anachroniczność. Może współczesne dziecko powinno zobaczyć, jak wyglądał świat zabaw ich rodziców i dziadków. Świat bez gadżetów i stu programów telewizyjnych. Świat bez wszechobecnych podglądających kamer – w którym nie znalazłby uzasadnienia odcinek, w którym volkswagen garbus (to było kultowe auto!) potrąca jednego z bohaterów, a kierowca ucieka, pozostawiwszy na ulicy nieprzytomnego chłopca. W Stawiam na Tolka Banana cała grupa prowadzi śledztwo – koledzy i koleżanka, bo dla dziewczynki też jest miejsce w grupie, szukają sprawcy, choć szansa na jego odnalezienie jest żadna. Dziś cały problem załatwiłby monitoring. Ale przecież nie o akcesoria czy kostiumy chodzi. Liczy się przesłanie filmu: na zło trzeba reagować, trudności – pokonywać, a niesprawiedliwości – się przeciwstawiać…