Dłuższe wakacje są nierealne. Tak samo ich ruchome terminy – taka jest opinia Ministerstwa Edukacji Narodowej, które przekonuje, że ostatni pomysł miast turystycznych mógłby być dobry dla biznesu, ale niekoniecznie dla większości samorządów i rodziców.

Resort tłumaczy, że dodatkowe dni wolne od nauki oznaczałyby kłopot dla rodziców dysponujących ograniczoną liczbą dni urlopu. Dlatego też wydłużenie wakacji powinno się wiązać z zapewnieniem opieki nad dziećmi przez samorządy, a to oznaczałoby wzrost kosztów, na które gminy zapewne nie zgodziłyby się.

Problematyczne zdaniem resortu byłoby także wprowadzenie ruchomych terminów rozpoczęcia i zakończenia przerwy letniej – na wzór ferii zimowych. Przedstawiciele ministerstwa wskazują, że niektóre dzieci musiałyby wrócić do szkoły już w sierpniu (w środku sezonu), a to mogłoby być ciężkie. Negatywnie oddziaływać mógłby też fakt, że szybszy powrót do szkoły to także dłuższy odstęp od kolejnej, najbliższej przerwy w nauce. Poza tym na przeszkodzie stoją też względy formalne – termin rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego wynika z ustawy. Zmiana wymagałaby więc zaangażowania parlamentu.

Z apelem o zmiany w terminach wakacji wystąpili w imieniu Związku Miast Polskich prezydenci Kołobrzegu oraz Sopotu. W piśmie skierowanym do minister edukacji narodowej oraz ministra sportu i turystyki argumentowali, że ruchome terminy wakacji mogłyby wzmocnić rozwój branży turystycznej, a gorzej sytuowanym rodzinom umożliwiłoby skorzystanie z ofert przed- i posezonowych.