Różnymi środkami MEN próbuje przekonać społeczeństwo do swojego planu. Po telewizyjnej kampanii nadszedł czas na ulotki, plakaty w przedszkolach i samorządach. Im więcej informacji na ten temat, tym… większa niezgoda rodziców, którzy domagają się referendum w tej sprawie.

Temat obniżenia wieku szkolnego nie jest nowy. W ministerstwie decyzja w tej sprawie została podjęta już w 2008 roku i przez kilka lat Katarzyna Hall przekonywała do słuszności tego pomysłu. Jednak w 2011 roku odroczono reformę aż do 2014 roku. Problem polega na tym, że w 2014 roku naukę mają rozpocząć dwa roczniki dzieci – sześcio- i siedmiolatki. Dlatego urzędnikom zależy na tym, by jak największa liczba dzieci trafiła do szkół już w tym roku. Póki co 1 września 2012 roku w szkolnych ławkach zasiadło 17,5 proc. sześciolatków. To niezbyt dużo, więc MEN stara się różnymi sposobami przekonać rodziców do projektu.

Ci jednak nie wierzą w reformę. Najwięcej wątpliwości budzi przygotowanie szkół na przyjęcie młodszych dzieci. Ale to nie jedyny problem. Rodzice nie widzą też sensu posyłania dziecka do szkoły o rok wcześniej. Stwierdzenia o wyrównywaniu szans czy kopiowaniu rozwiązań z innych krajów nie brzmią dla nich wiarygodnie. Nie przekonują ich też argumenty minister Krystyny Szumilas. W trakcie niedawnego spotkania z rodzicami w Częstochowie minister powoływała się na badania CBOS, według których aż 86 proc. rodziców jest zadowolona z edukacji, jaką zaoferowała szkoła ich sześcioletnim dzieciom.

Tymczasem – jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Koszt utrzymania dziecka w przedszkolu jest o wiele wyższy niż w szkole. Sześciolatek w szkole zatem mniej obciąża  budżet państwa, a dodatkowo zwalnia miejsce w przedszkolu dla trzylatka.

Rodziców takie aspekty edukacji nie interesują i nie przekonują – stąd spora ich grupa domaga się referendum w sprawie obniżenia wieku szkolnego. Sprawą zajęło się Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców, które 8 stycznia rozpoczęło akcję zbierania podpisów pod wnioskiem pod hasłem „Ratuj Maluchy i starsze dzieci też!”.

Stowarzyszenie działa od 2008 roku, kiedy tylko pojawił się temat reformy. W 2011 roku pod obywatelskim projektem ustawy „Sześciolatki do przedszkola”, w którym postulowano całkowite zaniechanie reformy, podpisało się prawie 350 tysięcy osób. Wtedy rząd odroczył reformę do 2014 roku. Skoro udało się wtedy, trzeba spróbować i teraz.

Aby akcja była skuteczniejsza, stowarzyszenie chce rozszerzyć tematykę rozmów o edukacji, by zainteresować nimi także rodziców dzieci starszych. Stąd oprócz dyskusji na temat zniesienia obowiązku szkolnego sześciolatków i obowiązku przedszkolnego pięciolatków w debacie (i w postulowanym referendum) mają być też poruszone kwestie przywrócenia pełnego kursu historii w liceach ogólnokształcących, stopniowego powrotu 8-letniej szkoły podstawowej i 4-letniego liceum oraz ustawowego powstrzymania procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli.

Jak tłumaczy Stowarzyszenie, referendum ma być okazją, by całe społeczeństwo mogło wypowiedzieć się w tak ważnej kwestii, jaką jest edukacja. Aby projekt referendum trafił pod rozwagę sejmu Stowarzyszenie musi zebrać 500 tysięcy podpisów.

W odpowiedzi na te pomysły MEN nie ustaje w swojej kampanii informacyjnej w kwestii reformy. W grudniu w telewizji można było zobaczyć spot reklamowy, który zachęcał rodziców do posyłania sześciolatków do szkoły. Teraz do przedszkoli i samorządów trafiają ulotki w tej sprawie. Resort edukacji ma nadzieję, że lokalne władze pomogą w przekonaniu rodziców do reformy. Zwłaszcza, że dwa roczniki dzieci w szkołach w 2014 roku będą spędzać sen z powiek lokalnym politykom.

Na spotkaniu w Częstochowie minister Szumilas podkreślała rolę współpracy między szkołami a przedszkolami, która ma ułatwić dobry start najmłodszym. Namawiała do organizowania wspólnych spotkań dzieci z przedszkoli z dziećmi z klas pierwszych, tak żeby miały okazję poznać się nawzajem, poznać sale lekcyjne, przyszłych wychowawców. Takie spotkania pozwolą dzieciom na łagodniejsze przejście z przedszkola do szkoły, bo dzięki nim dzieci trafią w znane już sobie środowisko. Tak samo ważne, w opinii szefowej MEN, są spotkania rodziców dzieci przedszkolnych z przyszłymi wychowawcami i nauczycielami w szkołach. Zwiedzanie szkoły, oglądanie sal lekcyjnych, wspólne dyskusje pomogą oswoić rodziców i przekonać ich do posłania swojego dziecka do szkoły.

„Rzeczpospolita” podała niedawno, że MEN zwróciło się także z prośbą o pomoc do ośrodków doskonalenia nauczycieli oraz poradni psychologiczno-pedagogicznych, aby jednostki te przekonały rodziców do szybszego posłania dziecka do szkoły. Jak powiedziała gazecie jedna z dyrektorek takiej poradni, z wytycznych MEN wynika, że ośrodki powinny o reformie wypowiadać się tylko dobrze, niezależnie od tego, co sądzą na jej temat.

Warto zaznaczyć, że, patrząc na pozostałe kraje Unii Europejskiej, obniżanie wieku obowiązkowej edukacji dzieci jest europejską normą. Na przykład w Luksemburgu i Irlandii Północnej taki obowiązek nałożony jest już na czterolatki. Tyle że w Polsce za obowiązkiem nie poszły ani nakłady finansowe, ani rozwiązania organizacyjne. A w kontekście cięć budżetowych na edukację, rodzice mogą nie mieć pewności, czy szkoły sprostają wymaganiom. Choć ministerstwo zapewnia, że na reformę przeznaczyło odpowiednią sumę środków, samorządowcy nie widzą tego w jasnych barwach. Jeśli Stowarzyszenie Rzecznika Praw Rodziców uzyska wymaganą ilość podpisów pod wnioskiem o referendum, kolejny raz plany MEN mogą zostać pokrzyżowane.