Lekcja języka polskiego w trzeciej klasie gimnazjum. Toczy się wątek dyskusyjny wokół pytania: Graffiti – sztuka czy wandalizm? Wypowiedzi uczniów, czyli argumentacja przedstawiana przez nich do postawionej tezy, mają być materiałem do pracy pisemnej. Tok zajęć rutynowy, bez większej finezji, ale poprawny. Potem mój wywód, trochę objaśnień, zdawałoby się – zasłuchani gimnazjaliści… Typowa lekcja… 

(oprac. Roland Maszka*)

W końcu sali dwie siedzące w jednej ławce koleżanki rozmawiają półszeptem, wydaje mi się nawet, że dostrzegam błysk obudowy telefonu komórkowego… To mi przeszkadza i mnie irytuje. Uczennice nie reagują na moje spojrzenia – po prostu rozmawiają. Przerywam wywód, proszę jedną z nich o spokój i właściwe zachowanie… Skutkuje chwilowo, ale po pewnym czasie uczennice rozmawiają znowu… Irytuje mnie to jeszcze bardziej, więc ponownie przerywam lekcję i ponownie proszę o spokój… Uczę tę klasę od lat, znamy się dobrze, a nawet lubimy. Wiemy, na co możemy sobie pozwolić w czasie lekcji, a na co – nie. Ale uczennice rozmawiają nadal. Wtedy polecam imiennie: „Aniu, proszę, przesiądź się” – wskazuję ławkę, w której nikt nie siedzi, zajmowaną rzadko ze względu na bliskość nauczycielskiego biurka. Wtedy uczennica z pewną dozą buntu mówi: „nie!”. Zapada cisza. Konsternacja… Za tym „nie” kryje się ładunek semantycznych i emocjonalnych treści, jakie gimnazjalistka demonstruje wobec mnie i rówieśników. Jak mam zareagować? Tworzę szereg scenariuszy dalszych zdarzeń wynikających z tej sytuacji. Jest to kilka fabuł. W takich sytuacjach nauczyciel zawsze ma kilka możliwości – takich, by reakcja odniosła właściwy skutek… I właśnie o ten skutek chodzi… Fabułę zatytułowaną: Podniesiony ton i formy tryby rozkazującego odrzucam od razu. Jeśli nauczyciel krzyczy, zwalnia się z refleksji. Krzyk jest oznaką słabości. Mógłbym zadziałać autorytarnie – wymusić, by gimnazjalistka przesiadła się, a gdyby oponowała, zastosowałbym szereg „narzędzi” nacisku, jakimi dysponuje nauczyciel (od oceny niedostatecznej począwszy). Ale występowanie z pozycji siły zawsze jest odbierane źle, zwłaszcza przez uczniów. Poza tym wcale nie miałbym pewności, że strasząc ją konsekwencjami, uzyskałbym właściwy efekt. Mogłaby się nie przesiąść i wtedy straciłbym w oczach całego zespołu jak ktoś, kto jest bezsilny. A nawet gdyby gimnazjalistka przesiadła się, nie zyskałbym w oczach klasy, bo nie zyskuje szacunku ktoś, kto posługuje się straszeniem i naciskiem. Gimnazjaliści bardzo tego nie lubią. Ten wariant fabularny odrzucam natychmiast… Pojawia się inny: mógłbym zignorować zaistniałą sytuację i pozwolić, by dwie niezainteresowane lekcją uczennice półszeptem rozmawiały o czymś innym… Ale i takie postępowanie jest ryzykowne, ponieważ utrwala  w uczniu przekonanie, że nauczyciel nie radzi sobie z sytuacją, więc można ją dowolnie powtarzać. A może należało nadal prosić o zaprzestanie rozmów – prosić aż do skutku. Może należało odwołać się do rozsądku i utartych prawd typu: „Jeśli nie będziesz uważać, stracisz. Jak napiszesz egzamin?”. Ale z odwoływaniem się do rozsądku jest tak jak z odwoływaniem się do niekwestionowanych założeń w rodzaju: w szkole nauczyciel jest po to, by uczyć ucznia, a uczeń po to, by się uczyć. Takie argumentum ad hominem nie skutkuje w przypadku gimnazjalistów (i dobrze o tym wiemy). Nikt nie lubi takiego moralizatorstwa. Ostatecznie stosuję erystyczny chwyt argumentum ad vanitatem – postanawiam zjednać sobie niepokorną uczennicę… I mówię: „Aniu, przecież tak sympatyczna uczennica jak ty, nie odmówi tak sympatycznemu nauczycielowi jak ja” – wskazuję przy tym miejsce w wolnej ławce… Klasa czeka na reakcję. Teraz wszystkie spojrzenia przenoszą się to na mnie, to na uczennicę. Dziewczyna nieruchomieje na chwilę – nie wie, jak odczytać ten komunikat, może podejrzewa ironię. Ale ja tego polecenia nie zabarwiam ironią… Uczennica zatem uśmiecha się i w końcu przesiada się na wskazane miejsce… 

Opisana sytuacja jest typowa. Większość nauczycieli podobnych anegdot zna sporo. Jeśli o tym piszę, to dlatego, by przypomnieć, jak ważne w nauczycielskiej profesji jest panowanie nad sobą i refleksja nad pracą, a zwłaszcza nad relacjami z uczniem, nawet jeśli dotyczą banalnych zdarzeń i monotonnej szkolnej codzienności. Refleksja jest potrzebna, gdy zaczynamy ocierać się o rutynę… Na erystyczny chwyt mogłem pozwolić sobie w klasie, którą znałem i którą uczyłem długo. Co zrobiłbym na lekcji z zespołem, którego nie znam? Rzadko kiedy uświadamiamy sobie, jak często oceniani jesteśmy przez uczniów. Uczniowie przyglądają się nam, potrafią odczytywać nasze nastroje, łatwo dokonują charakterystyki i wiedzą, od którego nauczyciela wieje grozą, któremu mogą wejść na głowę, któremu mogą zaufać, a przy którym przemilczeć to, co przemilczeć należy… Ta klasyfikacja nauczycieli jest dokonywana na podstawie obserwacji ich cech, reakcji i zachowań. Kiedy rozpoczynam pracę z nowym zespołem, zawsze zaczynam od zasad, od tego, jak wyobrażam sobie współpracę. Uczniowie spodziewają się wówczas katalogu: co wolno, a czego nie wolno. Ale zasady są tylko trzy. Jedną z nich jest stosowność. Bardzo często uczniowie, zwłaszcza młodsi, nie potrafią zdefiniować znaczenia zasady, ale „podskórnie” rozumieją, że stosowność jest kategorią estetyczną, dotyczącą nie tylko zachowań, lecz także sposobu mówienia, bycia, ubierania się, szeroko pojętego stosunku do drugiego człowieka. Zawsze jednak dochodzą do znaczeń podstawowych: stosownie – czyli odpowiednio do sytuacji. Jest sytuacja lekcji i jest sytuacja przerwy, jest sytuacja zezwalająca na żart i jest sytuacja wymagająca patosu… Niezależnie jednak od rodzaju zdarzenia, nauczyciel powinien panować nad nim, umieć wybrać wyjście przynoszące najlepszy skutek – i dla niego, i dla klasy. Moja uczennica przesiadła się nie dlatego, że ją komplementowałem, ale dlatego, że takiej reakcji ode mnie oczekiwała… Moim zdaniem nauczyciel powinien uczyć stosowności – ujawniać ją swoim sposobem pracy. 

*Roland Maszka. Polonista. Absolwent gedanistyki. Współautor podręczników szkolnych. Pasjonat teatru i tradycyjnej książki, siebie zalicza do epoki Gutenberga. Lubi stare obrazy. Inicjator dobrych praktyk w szkole.