Często zapominamy, jak bardzo ważne są w szkole artefakty. Zwłaszcza jeżeli dotyczą kontaktów z rodzicami…

Dzwonek. Korytarz pełen gimnazjalistów. Ruch i zgiełk. Przed pokojem nauczycielskim grupa uczniów głośno komentuje jakieś zdarzenie, w ich rozmowie dominuje język przerwy wyraźnie odcinający się od oficjalnego języka lekcji. Wzdłuż korytarza spacerują uczennice. Inne siedzą na podłogach, opierając się o ściany, czytają, coś piszą lub przepisują, stukają w klawiaturę ekranów telefonów komórkowych i smartfonów, ktoś biegnie, ktoś krzyczy, ktoś śmieje się, niektórzy jedzą – typowy obraz przerwy międzylekcyjnej. Nie opodal drzwi do pomieszczenia dla nauczycieli stoi kobieta. Cierpliwie czeka.

Po pewnym czasie puka. Jakiś czas czeka. Puka ponownie… Ktoś otwiera. Ktoś kogoś wywołuje. Wychodzi nauczyciel z dziennikiem. Otwiera dokument, wertuje strony. Rozmowa wychowawcy z rodzicem… Po chwili do stojących dołącza jeszcze jeden nauczyciel. Przerwa trwa, rozmowa toczy się… Pedagodzy rzetelnie informują kobietę o postępach bądź problemach…

Taka czy podobna sytuacja jest znana i nauczycielom, i rodzicom. W szkole istnieje potrzeba kontaktu i przekazywania informacji częstsza niż przewidywane kalendarzem zebrania z rodzicami (tak zwane wywiadówki – choć nazwa ta niezbyt dobrze się kojarzy, zwłaszcza uczniom). Kiedy przyjmujemy rodzica w szkole, warto niekiedy zastanowić się nad formą tego spotkania.

Wystarczy opowiedzieć sobie na kilka pytań.

  1. Czy i ja chciałbym, by informacje dotyczące  mojego dziecka były przekazywane w warunkach przerwy? Jakiegoś pośpiechu, gdzie imperatyw czasu odgrywa istotną rolę, bo przecież nauczyciel będzie musiał za chwilę pójść na kolejną lekcję albo zająć się czymś innym.
  2. Czy w kontaktach z nauczycielem nie oczekiwałbym atmosfery dyskrecji, jakiejś intymności, czego przerwa – a zwłaszcza obecność uczniów – zapewnić nie może?
  3. Czy nie spodziewałbym się raczej rozmowy indywidualnej, bez „wsparcia” osób trzecich – innych nauczycieli, którzy przy okazji mojej wizyty w szkole też postanowili coś dodać (dobrze, jeżeli są to superlatywy, gorzej jeżeli mam problemy z dzieckiem – co przecież może się zdarzyć)?

To, oczywiście, hipotetyczna sytuacja, bo mogę przecież rozmawiać w innym miejscu, innej sytuacji: na przykład w sali lekcyjnej po lekcjach, wtedy warunki będą względnie dobre…

Piszę o tym dlatego, ponieważ warto zadbać o artefakty: jak przyjmujemy rodzica, gdzie z nim rozmawiamy, jakim czasem dysponujemy, czy jesteśmy w stanie zadbać o komfort rozmowy. Rzecz jest ważna nie tylko wtedy, gdy rodzic przychodzi niespodziewanie, właśnie w czasie przerwy – bo niekiedy tylko takim czasem dysponuje, lecz także wtedy, gdy to nauczyciel prosi rodzica o przyjście do szkoły. Warto też odpowiedzieć sobie na pytanie: Jaki obraz szkoły i nauczyciela jawi się, gdy rozmowa na temat dziecka przebiega w warunkach przerwy, zgiełku i przy „zainteresowaniu” osób postronnych (na przykład uczniów)?

Dlatego może warto pomyśleć o osobnym pomieszczeniu przeznaczonym do kontaktów z rodzicami. Wtedy gdy ich wzywamy i zwłaszcza wtedy gdy przychodzą nagle, a rozmowy nie można odłożyć…

Rodzic jako klient szkoły powinien mieć pewność, że zostanie przyjęty profesjonalnie, nie może tu być miejsca na improwizację czy bylejakość. Od rozmowy przecież wszystko się zaczyna. Od pierwszych wrażeń, jakie szkoła zrobi na rodzicu. I czynnik, moim zdaniem, najistotniejszy – czas. Rodzic musi mieć poczucie, że czas, jaki poświęca na rozmowę, jest przede wszystkim jego czasem. Zatem rutynowa rozmowa nauczyciela z rodzicem, wychowawcy z matką lub ojcem ucznia jest jednym z najważniejszych artefaktów, poprzez które postrzegana jest szkoła…

I sprawa równie istotna – sposób przekazywania informacji: rzecz jasna rzeczowy; ale jakże często wzbogacamy go tonem dramatyzmu, moralizujemy, udzielamy rad i jesteśmy oszczędni w pochwałach, nawet jeśli mamy powód do chwalenia… Tymczasem rodzic niekoniecznie chciałby słyszeć tylko o samych minusach, choć przecież najczęściej jest wzywany, by posłuchać o mankamentach dziecka. Nawet przy okazji takich spotkań warto wydobyć pozytywne strony, które ma każdy uczeń, a które w toku jego edukacyjnej przygody z pewnością się ujawniają… Mówiąc o pozytywach, równoważymy ciężar mankamentów – stwarzamy też pretekst do refleksji zarówno rodzica, jak i ucznia. Bo i rodzic, i uczeń spodziewali się przede wszystkim reprymendy, a oprócz niej usłyszeli pochwałę, która jak wiadomo najbardziej motywuje do zmian.