Co zrobić, aby zwiększyć szanse absolwentów zawodówek i techników na dobrą pracę? Odpowiedź na to pytanie brzmi: tworzyć autorskie programy nauczania z naciskiem na kształcenie modułowe i dostosowywać je do lokalnego rynku pracy. Coraz więcej placówek próbuje w ten sposób podchodzić do kształcenia młodych ludzi.

Coraz częściej mówi się o tym, że zawodówki wracają do łask. Tłumy studentów, którzy po kilku latach nauki pozostają długo bez pracy, skłaniają do myślenia. Młodzi ludzie chętniej wybierają zdobycie konkretnego fachu i możliwość ciekawej pracy. Ważne, aby teraz szkoły zawodowe poszły tym samym tropem i uatrakcyjniły swoją ofertę.

Jest lepiej, ale nadal dużo jest do zrobienia. Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, badania przeprowadzone przez GfK Polonia na zlecenie Krajowego Ośrodka Wspierania Edukacji Zawodowej i Ustawicznej pokazują, że jedynie w 19 proc. placówek realizowane są autorskie programy nauczania zawodu. Wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej Jerzy Miszczak twierdzi, że szkoły muszą chcieć wyjść poza prosty, dostępny program nauczania, i co ważne, mieć bazę dydaktyczną.

Ciekawym rozwiązaniem, sprawdzającym się świetnie w Wielkopolsce, jest kształcenie dualne – czytamy w „Gazecie Wyborczej”. System ten opiera się o klasy patronackie, w ramach których uczeń przez część czasu uczy się zawodu w zakładzie pracy współpracującym ze szkołą. A w takich fabrykach sprzęt i metody pracy są znacznie nowocześniejsze niż w szkole. Dzięki temu koncern kształci potrzebnych sobie specjalistów, a młodzi ludzie nie boją się braku pracy po skończeniu szkoły.

Co ciekawe, niektóre firmy są na tyle zdeterminowane, że inwestują nie tylko w przyszłych pracowników, lecz także w nauczycieli ich uczących. Jedna z firm na swój koszt wysłała pedagogów na szkolenie do Niemiec, by tam mogli realizować najbardziej efektywny (z punktu widzenia firmy) program nauczania.