Neologizmy – pomagają czy osłabiają proces kształtowania się mowy?

(oprac. Małgorzata Rożyńska*)

Do napisania miniporad skłoniła mnie dyskusja nauczycieli na temat doboru literatury dziecięcej. Oto pytania, na które poszukiwaliśmy odpowiedzi w odniesieniu do neologizmów:

– Jak traktować neologizmy, które coraz częściej dostrzegamy w literaturze dziecięcej i podręcznikach szkolnych? Czy warto to zjawisko promować i naśladować?

– Czy opowiadania lub wierszyki bazujące na neologizmach dziecięcych (w których podkreśla się je jako zaletę utworu) można uznać za bardziej wartościowe i bezpieczne pod względem pobudzania do kreatywności małych czytelników?

– Czy utwory dla dzieci zawierające neologizmy mogą (i powinny) zachęcać dzieci do dalszego samodzielnego wymyślania nowych słów i historii z nimi związanych?

– Czy można bez obawy czytać uczniom klas młodszych literaturę, w której znajdują się (licznie) trudne do zrozumienia dla dziecka wyrazy – neologizmy?

– Spotkałam się w książeczkach dla dzieci i podręcznikach z takimi przykładami jak: chichopotam, przypamiętnik, posłuchanki, poczytanki, figuraki, wierszaki, mykać, trzeszczyki… Jak je traktować w wypowiedziach dzieci?

Sami Państwo przyznają, że problem jest intrygujący…

Przypomnę pokrótce, że „neologizm” to środek stylistyczny, nowy wyraz, który powstaje w danym języku, aby nazwać nieznany wcześniej przedmiot, sytuację lub osiągnąć efekt artystyczny w utworze poetyckim. Warto wiedzieć, że jednym z mistrzów neologizmów był Bolesław Leśmian. Bez wątpliwości można stwierdzić, że nas dorosłych neologizmy w poezji czy w haśle reklamowym fascynują, ale w odniesieniu do literatury dziecięcej, jak widać po powyższych pytaniach, również nieco niepokoją...

Na pewno pozytywne znaczenie mają dla rodziców 5–6-latków, którzy dzięki nim mogą zachwycać się aktywnością językową i samodzielnością umysłową swojego dziecka. Neologizmy dziecięce są czymś niezwykłym, a nawet – genialnym. Natomiast z punktu widzenia nauczycieli i specjalistów (logopedii, terapii pedagogicznej) ważne jest to, żeby do dzieci mówić poprawnie, by nie hamować normalnego procesu kształtowania się mowy. Wiem na pewno, że neologizmom należy się przysłuchiwać i analizować je, chociażby po to, by pomóc dziecku jak najszybciej opanować język ojczysty. Pojawiający się w czasie konwersacji neologizm, to znak, że dziecko nie zna nazwy desygnatu, do którego odnosi się w swojej wypowiedzi.

Ale jeśli chodzi o użycie neologizmów w literaturze dziecięcej, o poradę w tej kwestii zwróciłam się do językoznawcy – dr hab. Elżbiety Awramiuk. Oto odpowiedź:

Dziecko stara się informacje językowe, które do niego docierają, uporządkować, zorganizować w pewien system. Robi to podświadomie, poprzez analizę tego, co słyszy. W ten sposób wyróżnia pewne powtarzające się cząstki w różnych wyrazach (morfemy gramatyczne i rdzenne). Kiedy dzieci budują nowe wyrazy, posługują się generalizacją i analogią. Tworzą nowe wyrazy oparte na podobieństwie formalnym i semantycznym do znanych wyrazów, korzystając przy tym z cząstek, które wyróżniają i którym przypisują pewne znaczenie. Ponieważ zwykle mają do dyspozycji kilka wariantów (zjawisko wariantywności językowej jest powszechne), wybierają ten najprostszy lub najczęstszy. Niuanse dotyczące systemu morfologicznego przyswajają później.

Dziecięce innowacje językowe, które pojawiają się ok. 4. roku życia, świadczą, że dziecko opanowuje proces konstruowania słów i modyfikowania znaczenia.  Jego operacje językowe, nawet jeśli nie są udane z normatywnego punktu widzenia, stanowią bardzo ważne doświadczenie w rozwoju językowym.

Uważam, że neologizmy w tekstach literackich (opowiadaniach, wierszykach) są bardzo cenne. Zdolność analizy i syntezy sprzyja rozumieniu budowy słów, w związku z tym im więcej zabaw językowych związanych ze słowotwórstwem, tym większą sprawność w budowaniu neologizmów wykazują dzieci. Są one bardzo czułe na właściwości systemu językowego, a właśnie takie dziwne twory pozwalają im wyczuć budowę słowotwórczą i – co w tym wieku bardzo ważne – bawić się nią (choćby przez samodzielne świadome budowanie takich neologizmów, ale to chyba dotyczy dzieci nieco starszych). Ważny jest też sposób pracy z takim tekstem. Warto zachęcać dziecko do rozmowy na temat dziwnych słów, ich znaczenia, a nawet budowy (przez szukanie analogii do wyrazów poprawnych).  Nie widzę niebezpieczeństw związanych z kontaktem z neologizmami literackimi w sytuacji, jeśli dziecko dostaje informację zwrotną, że to „dziwne słowa” i na co dzień się z nimi nie spotka, nie popieram natomiast neologizmów w tekście odautorskim w podręczniku (zetknęłam się np. w tytułem „Elementarz drugaka”). I jeszcze jedna uwaga: wszystko w nadmiarze szkodzi J.

Zachęcam Państwa do odwiedzania bloga dr hab. Elżbiety Awramiuk i komentowania artykułów: http://akademiaortograffiti.pl/Blogi/Okiem-jezykoznawcy.-Blog-dr-hab.-Elzbiety-Awramiuk.

*Małgorzata Rożyńska. Specjalista terapii pedagogicznej, pedagog, nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej, logopeda. Zajmuje się wspieraniem dzieci z trudnościami w nauce. Współautorka Metody ORTOGRAFFITI z Bratkiem.